Portugalia!

Byłam w tym kraju dwa razy – 9 lat temu – na chwilę odwiedziłam Lizbonę oraz Guimaraes będąc tam jako tłumacz z kwidzyńską drużyną piłki ręcznej, która wtedy brała udział w Europejskich Pucharach. 

W tym roku wybraliśmy się tam z Bartkiem z bardzo skrupulatnym planem wycieczki, ale dokładnie zaplanować nam ją pomogła Beatka, moja przyjaciółka z czasów studiów, która mieszka w Portugalii już 3 lata wraz ze swoim narzeczonym Vasco. Na tym nam zależało. Poznać Portugalię od strony mieszkańców, tak swojsko 🙂

Beatka i Vasco ugościli nas przez tydzień w swoim przytulnym mieszkanku w Odivelas (Olival Basto) miejscowości praktycznie ‘przyklejonej’ do stolicy Portugalii. Sama podróżna lotnisko zajmuje 10 minut autem. To przefantastyczni, przyjaźni i bardzo gościnni ludzie, u których zawsze jest mnóstwo gości, od niedawana są właścicielami dwóch cudownych kotków.

Praia da Ursa

Wyprawa do Portugalii z założenia nie miała wiązać się z wydaniem dużej ilości pieniędzy. Jak wiadomo budżet z gumy nie jest, to trzeba było liczyć siły na zamiary. Mieliśmy to szczęście, że mogliśmy nocować u Beatki, więc to już jedna – dość ważna oszczędność.

LOT

Bilet zaserwowaliśmy w maju. Bartka brat polecił mi bardzo fajną stronę – SKYSCANNER , na której wyszukiwane są wszystkie loty – najtańsze, najszybsze, bez przesiadek, z przesiadkami, z różnych linii lotniczych. Dodatkowo jeśli macie w rodzinie osoby, chcą wiedzieć, co się z Wami dzieje podczas lotu, to mogą sobie Was w powietrzu oglądać na FLIGHTRADAR.

Nasze bilety bez bagażu w dwie strony kosztowały 1050 zł, ale jęśli chcecie wziąć ze sobą większą torbę, to pamiętajcie, że cena biletu wzrasta. Ja pokazuje Wam przykładowy przelot na wrzesień dla dwóch osób w dwie strony – do 800 zł. Podejrzewam, że przy odrobinie szczęścia można je wyczaić jeszcze taniej. My lecieliśmy liniami WizzAir, ale polecamy portugalskiego TAPa, ponieważ w podobnej lub niższej cenie macie serwowany nawet posiłek w trakcie podróży. Uważam, że to dobre, ponieważ lot do Lizbony trwa ok 3h 50 minut.

DZIEŃ PIERWSZY 

LIZBONA

Zwiedzaliśmy ją z Beatką i Vasco, to oni zabrali nas autem w najważniejsze miejsca.

Eksplorowanie Lizbony to przecudowne doświadczenie, zaczęliśmy zwiedzanie od najsłodszej części  Lizbony – BELEM. Tutaj zaczęto wypiekać wyśmienite ciasteczka ‘pasteis de belem’, i w tej części miasta są one najpyszniejsze. W Lizbonie można zjeść jeszcze ‘pasteis de nata’, niemniej jednak mawiają, że te najpyszniejsze wypiekane są właśnie w Belem.

Nie da się przejść obojętnie obok Klasztoru Hieronimitów – dostojny, piękny zabytek. Dziś mieści się tutaj Narodowe Muzeum Archeologiczne oraz Muzeum Morskie. 

Nieopodal przepływa ogromna rzeka Tag, a z jej brzegu można podziwiać cudowny most 25 kwietnia ( Ponte 25 de Abril) do złudzenia przypominający słynny most z San Francisco.

Nam udało się zobaczyć go z obu stron. Przejechaliśmy nim na drugi brzeg i jak się okazuje nie jesteśmy już wówczas w Lizbonie, tylko w innej miejscowości – Almada. Tam zaraz przy Cristo Rei (Pomniku Jezusa) rozpościera się przepiękny widok na rzekę Tag, most oraz Lizbonę. Obecnie most ten jest 19. pod względem długości wiszącym mostem na świecie. 

Cristo Rei

Udało nam się też dotrzeć do Parku Edwarda VII – robi ogromne wrażenie, od niego idąc w dół wzdłuż Avenida da Liberdade dojdziemy do kolejnego punktu na mapie Lizbony – Praca do Comercio.

DZIEŃ DRUGI 

LIZBONA

Ten dzień również poświęciliśmy na Lizbonę, do której centrum dojechaliśmy metrem. Kupiliśmy na stacji kartę, którą wystarczy co jakiś czas załadować i wówczas można podróżować nie tylko metrem, ale i tramwajem, czy autobusem. 

Wysiedliśmy na Marques de Pombal, z którego można spacerować w dół bardzo znaną ulicą Avenida da Liberdade, na której znajdują się sklepy najpopularniejszych projektantów mody. Mijamy Plac Rosio – aż dochodzimy na końcu do Praca do Comercio (to jedyny plac jaki pamiętam z mojej wizyty do Lizbony 9 lat temu). „Plac handlowy” – dawna siedziba królów Portugalii. 

Praca do Comercio – Plac Handlowy

Usiedliśmy sobie na plaży i wcinaliśmy kasztany! NASZE pierwsze w życiu!

Drugą część dnia poświęciliśmy na cudowną dzielnicę Alfamę, gdzie co chwila można się minąć z żółtym tramwajem JWąskie, urokliwe, stare zdobione kolorowymi płytkami kamieniczki. Azelujos – „cienkie ceramiczne płytki, najczęściej kwadratowe, pokryte nieprzepuszczalnym i błyszczącym szkliwem. Powierzchnia azulejo jest jedno lub wielokolorowa, gładka lub z fakturą. Płytek azulejo używano jako elementów mozaik składających się z wielu, czasem ponad kilku tysięcy elementów, pokrywających całe ściany, oraz jako oddzielnych kompozycji dekoracyjnych.

Wiszące ubrania, majtki, koszulki nad głowami turystów – to ciedzienność. Alfama to jedyna dzielnica Lizbony, która nie ucierpiała podczas ogromnego trzęsienia ziemi w 1755 roku. Gdybym miała wynająć pokój – to właśnie w tej dzielnicy.

Udało nam się przejechać tramwajem nr 28 – najbardziej popularna linia z tego powodu, że jej trasa zahacza o jedne z ciekawszych miejsc na mapie Lizbony – punkt widokowy Drzwi Słońca – Miraduoro das Portas do Sol, klasztor św. Wincentego z Saragossy, Rua Augusta, Katedra Se, bazylika Estrela

DZIEŃ TRZECI

Pożyczyliśmy samochód od Beatki i pojechaliśmy zwiedzać Sintrę oddaloną o pół godziny drogi od Lizbony. Jak już tam dojechaliśmy okazało się, że jest o 10 stopni zimniej niż w Lizbonie, a to za sprawką mikroklimatów, które atakują z zaskoczenia. Dojeżdzając krętymi drogami non stop pod górę dotarliśmy do Palacio da Pena. Mimo, iż trafiliśmy na obfitą mgłę, to widok zapierał dech w piersiach. 

To pałac jak z bajki – przypomina ogromny tort lub zamaek z bajki Disneya. Jego historia sięga średniowiecza, sama nie mogę do tej pory wyjść z podziwu jak na takiej górze można było wybudować tak ogromny, bogato zdobiony pałac. 

Palacio da Pena

Drugą część dnia postanowiliśmy spędzić w Cascais – malownieczej miejscowości porównywanej do polskiego Sopotu. Jachty, łódki, zapach homarów. Romantyczne chwile. Samo spędzanie czasu nad oceanem było dla mnie bardzo niezywkłe. 

W czasach wielkich odkryć geograficznych to właśnie do portu w Cascais wpływały statki Vasco da Gamy, który powrócił z Indii.

Cascais

DZIEŃ CZWARTY

NOWOCZESNA CZĘŚĆ LIZBONY

Do stacji Oriente dojechaliśmy ponownie metrem. Komunikacja miejsca jest bardzo intuicyjna, Do najważniejszych punktów dotrzemy bez obaw, że moglibyśmy się zgubić.

Tutaj wybraliśmy się na przejażdżkę ‘Telecabine Lisboa” – przejazd kolejką linową kosztuje 6euro w dwie strony. Można z góry podziwiać najdłuższy w Europie most Vasco da Gamy – ma on aż 17 km długości.

Zaraz przy Telecabine de Lisboa znajduje się Oceanarium. (Plac Narodów) Najpiękniesze w jakim byłam. Jest to największe oceanarium w Europie – jego pojemność to prawie 5000 metrów sześciennych, czyli ponad 5 000 000 litrów wody! Pierwszy raz w życiu mogłam zobaczyć tu gatunki ryb, najbardziej zaskoczył mnie horsedragon, widzieliście go kiedyś?

DZIEŃ CZWARTY

Wycieczka do Obidos oraz Cabo da Roca

Pożyczyliśmy ponownie samochód od Beatki i pojechaliśmy najpierw na północ do oddalonej o 70 km uroczej wsi – Obidos. To wieś, która jest otoczona murem i była ona prezentem ślubnym dla królowej Portugalii. Fantastyczna architektura, roślinność i brukowe, wąskie uliczki przyciągają masę turystów – w tym nas.

Obidos

Na Cabo da Roca – najdalej wysunięty na zachód punkt Europy przebierałam nogami, wprost nie mogłam się doczekać. Kiedy tam dojechaliśmy – zaskoczył nas ponownie Mikroklimat! Na początku było mi mega smutno, no mgła uniemozlwiała podziwianie cudnych widoków. Zdecydowaliśmy się na zejście na plażę.

Ha! Mysleliśmy, że to chwila spaceru, a okazało się, że zejście jest dość niebezpieczne, wsród stromych skał. Odradzałabym zejście z dziećmi, zarówno zejście jak i wejście z powrotem jest bardzo wymagające.  Przyznam, że widoku skał na dole nie da się opisać słowami, Pragnęłam jak najszybciej zejść na samą plażę. Z Bartkiem bardzo ostrożnie schodziliśmy w dół, aż dotarliśmy do Praia da Ursa – plaża niedźwiedzia. Dzika plaża. Jest zlokazliowana na terenie Parku Naturalnego Sintra – Cascais. To niewielka plaża, ponieważ ma zaledwie 50-60 m długości. Niemniej jednak, kiedy zeszliśmy tam na dół, była nas garstka ludzi.

 DZIEŃ PIĄTY

To wycieczka na spontanie – najdroższa część wyprawy. Więdząc jak piękne jest południe Portugalii, postanowiliśmy zahaczyć chociaż o jedną spośród 150 plaż.

Dojazd w jedna stronę do ok 300km, i opłata za autostradę to 21 euro. Stąd twierdzę, ze trasa była najdroższa. Jednak widoki kompensują wszystko!

Niebywałe jakie cuda potrafi uczynić natura. Formacje skalne i plaża na której mogliśmy odpoczywać na długo pozostanie w naszej pamięci. Wybraliśmy Praia da Marinha. Widoki z klifów przyciągają mnóstwo turystów. Można też wypożyczyć skuter i zwiedzić więcej plaż podróżując po oceanie – to nasz plan na następny raz! Nieopodal znajduje się cudowna plaża Benagil, gdzie można podziwiać jaskinie na samej plaży. Obłęd. Jeśli jesteście miłośnikami plaż i cudownych widoków – Algarve jest dla Was.

Praia da Marinha

DZIEŃ SZÓSTY

To nasz ostatni dzień w Portugalii, więc postanowiliśmy wybrać się do centrum Lizbony i powłóczyć się jeszcze raz wąskimi uliczkami tego urokliwego miasta. Udało nam się zasmakować Ginja – portugalskiej wiśniówki, bardzo pysznej zresztą. 

Z pewnością chcielibyśmy tutaj wrócić. Wszystko, o czym dzisiaj pisałam możecie zobaczyć w naszym filmie, jestem ciekawa, która ‘wyprawa’ najbardziej Wam się podobała 🙂